Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.
261
LENIN


Splunął zamaszyście i nagle się uspokoił. Uśmiechnął się nawet i rzekł, dotykając ręki towarzysza:
— Lekarzu, ulecz się sam! Pamiętaj, że niema na ziemi nieśmiertelnych ludzi i nieśmiertelnych instytucyj... Wszystko umiera, wszystko upada i w proch się obraca. Tak przecież mówił i twój Jehowa? Mądry to był Bóg, bo na ludzkie stado miał twardy bicz!
Trockij zamyślony i zaniepokojony odszedł.
Lenin pozostał sam.
Chodził po pokoju i trzaskał w palce.
Wreszcie uchylił drzwi i zawołał:
— Towarzysza Chalajnena do mnie! Natychmiast!
Finn stanął przed nim i patrzył w oczy wodza nieruchomym, oddanym wzrokiem.
— Towarzyszu! Biegnijcie i sprowadźcie do mnie Feliksa Dzierżyńskiego. Niech przyjdzie z tymi, którym ufa całkowicie.
Chalajnen wybiegł, a Lenin zaczął chodzić po pokoju, nucąc jakąś piosenkę i pogwizdując.
Był zupełnie spokojny i już o niczem nie myślał. Wypił szklankę herbaty i, usiadłszy przy biurku, rozwinął gazetę. Po chwili zaczął rozwiązywać zadanie, które znalazł w dziale szachów. Twarz miał pogodną; łagodny uśmiech błąkał się po wydętych wargach i krył się w rzadkich mongolskich wąsach, opadających nisko.
Zegar na wieży kościoła Smolnego wydzwonił północ. Z ostatniem uderzeniem, zapukano do drzwi pokoju.
— Można wejść! — krzyknął wesołym głosem Lenin, wstając.
Wszedł Dzierżyński. Twarz mu drgała, powieki marszczyły się, poruszane skurczem; chude, węzłowate palce zginały się drapieżnie i prostowały.
— Potrzebny wam jestem? — spytał cichym, przenikliwym głosem. — Przyszedłem i przyprowadziłem ze sobą pewnych ludzi. Są to Urickij, Wołodarskij i Peters. Prowadzimy razem wywiad...
— Urickij? — spytał Lenin i przymrużył oko.
Dzierżyński skrzywił usta, wyrażając tym ruchem uśmiech, i szepnął: