Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/303

Ta strona została uwierzytelniona.
263
LENIN


w lęku śmiertelnym trzymać będziemy! Damy do wyboru oficerom — albo wierną służbę w naszej armji, albo śmierć rodzin, a dla nich mękę, którą obmyślimy z Petersem podług recepty Wielkiego Inkwizytora!
— Tak! Widzę, że zrozumieliście mnie, towarzyszu! — zawołał Lenin, zacierając ręce. — A teraz inne sprawy, nie mniej ważne. Słuchajcie! Musicie mieć w pogotowiu ludzi, aby zgładzić Mikołaja Krwawego z rodziną... kilku pewnych terorystów... na wszelki wypadek.
Wszyscy podnieśli głowy, słuchając spokojnego, prawie wesołego głosu Lenina.
— Czy nie będzie sądu nad carem? — spytał Wołodarskij. — Tak, jak to uczyniła wielka rewolucja francuska?
Lenin odpowiedział nie odrazu.
Wahał się chwil kilka, aż rzekł dobitnie:
— Sądzić cara publicznie byłoby niebezpieczną tragikomedją, bo nie wiemy, jak się będzie zachowywał. A nuż zdobędzie się na wypowiedzenie słów, porywających lud? Albo potrafi umrzeć śmiercią bohatera? Nie wolno nam robić nowych męczenników i świętych! Nie możemy też pozostawić go przy życiu, aby nie porwali go niemieccy lub angielscy krewniacy, albo kontr-rewolucjoniści, czyniąc z cara i jego rodziny nowe fetysze! Jasne?
— Rozumiemy! — szepnęli towarzysze.
— Jeszcze raz pytam, czy mogę na was polegać i nie obawiać się zdradzenia tajemnicy? — spytał Lenin, ostrym wzrokiem ogarniając każdą twarz siedzących przed nim ludzi. — Obiecuję wam, że proletarjat nie zapomni o waszej przysłudze i wiernej obronie jego sprawy. Potrafi on nietylko karać zdrajców, lecz także być wdzięcznym za usługi. Ma on ciężką, nielitościwą dłoń, spadającą na wrogów i zdrajców w chwili wykrycia zbrodni, umie też tą samą ręką wynagrodzić wspaniałomyślnie, wynieść na szczyt sławy...
W milczeniu skinęli głowami i wargi zacisnęli mocniej.
— Od jutra zaczynajcie! — dodał Lenin, wstając. — Nie mamy czasu do stracenia. Djablo dużo gadali towarzysze, a tego, co najważniejsze, nie zrobili! Teraz musimy się śpieszyć!