Bogu, że choć nikt nas nie rusza, że mamy swój kąt i synów przy sobie!
To mówiąc, przeżegnał się nabożnie i, z wdzięcznością spojrzawszy na święty obraz, objął żonę.
— Masz słuszność, drogi! — szepnęła. — Wczoraj, gdy chodziłam na poszukiwanie kaszy i mleka, spotkałam generałową Uszakową. Opowiadała mi wprost przerażające rzeczy! Do nich codzień wrywały się bandy czerwonych gwardzistów, dokonywały rewizyj, wynosiły wszystko, co wpadało pod rękę, lżyły, potrącały, a wkońcu uprowadziły ze sobą generała. Pani Uszakowa daremnie poszukuje męża już drugi tydzień.
— Zabity? — spytał Bołdyrew, blednąc i wylękłym wzrokiem spoglądając na żonę.
— Z pewnością... Ona sama też tak myśli, lecz jeszcze łudzi się nadzieją! — odparła. — Straszne czasy! Kara, dopust Boży!
Oni jednak czuli się zadowoleni.
Pamiętnego dnia zdobycia Pałacu Zimowego, Bołdyrew z synem Piotrem późno w nocy odnaleźli Grzegorza. Miał silnie potłuczoną pierś, lecz mógł opuścić szpital. Mając mandat Antonowa-Owsienko, Bołdyrew zabrał syna i przewiózł go do domu.
Od tego czasu żyli jak w norze lecz dość spokojnie.
Cały kapitał rodziny, złożony w banku, dostał się w ręce zdobywców Piotrogrodu, a w dwa dni później równał się zeru, gdyż Rada komisarzy ludowych zniosła system pieniężny i zniszczyła wszelkie papiery wartościowe. Bołdyrewowie jednak posiadali sporo srebra, klejnotów, ubrania, bielizny i futer, mogli więc prowadzić handel zamienny z przybywającymi do stolicy wieśniakami.
Dawało to możność istnienia całej rodzinie. Pani Bołdyrewa na piecyku naftowym sporządzała skromne obiady, wcale do kuchni nie zaglądając, gdzie z dniem każdym rozpalała się coraz bardziej zażarta wojna domowa pomiędzy żonami robotników, a za ich namową i wśród mężczyzn. Nieraz wieczorem, po powrocie robotników z wieców i nigdy nie skończonych narad, rozlegały się ohydne wyzwiska, przekleństwa, a po nich — ponure wycie, łoskot padających mebli brzęk rozbijanych szyb — odgłosy bójek.
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.
267
LENIN