— Jestem pełnomocnikiem Rady robotniczych i włościańskich delegatów na cały obwód — odparł z dumą, zuchwale patrząc na „burżuja“.
— Z czem przychodzicie do mnie? — spytał Bołdyrew.
Gusiew, unikając jego wzroku, mruknął:
— Przyszliśmy do was, towarzyszu, aby zażądać od was oddania chłopom waszej ziemi, bydła, inwentarza i dworu. Należy to teraz do ludu!
Na potwierdzenie tych słów groźnie podniósł pięść.
Bołdyrew zmarszczył brwi. Nie podobał mu się argument „prawny“ niepiśmiennego pijaka Gusiewa.
— Pięść schowajcie, człowieku, bo inaczej nie dojdziemy do niczego! — rzekł surowym głosem. — Z gazet wiem, że w styczniu ma się zebrać konstytuanta. Ona uchwali nowe prawo o ziemi. Zaczekajmy! Do terminu niedługo już!
Pogłaskał siwą brodę, spływającą mu na pierś, i spoglądał na chłopów spokojnie i życzliwie.
Gusiew nagle zaklął ohydnie:
— Nie zwódź nas, burżuju, krzywdzicielu! Dość już wycisnąłeś z nas łez, potu i krwi! Oddawaj wszystko! Bacz, abyśmy nie urwali ci głowy i nie zaświecili ci do oczu, cha-cha — chłopską iluminacją!
— Grozisz? — spytał Bołdyrew i, zwracając się do chłopów, zawołał:
— Cóż milczycie, sąsiedzi? Żyłem z wami w przyjaźni. Wy wiecie, że ja nie wyciskałem z was ani potu, ani łez, ani krwi! Brednie to głupie tego bezdomnego włóczęgi, pijaka, aresztanta! Mówcie! Chcę wiedzieć, czy sprawiedliwość żyje w waszych sercach!
Chłopi przestępowali z nogi na nogę i pomrukiwali:
— No... pewno, że... niby po dobremu żyliśmy... Ucisku nie było żadnego... Co mówić?! Tylko rozkaz wyszedł, żeby ziemię i dobytek wszelki panom odbierać i... dzielić... Przyszliśmy, aby po sąsiedzku, po dobremu, doradzić... zgodę waszą na to mieć... bo i tak... weźmiemy...
— Weźmiecie? — krzyknął Bołdyrew. — A jakiemże to prawem? Zbrodniarzami chcecie być? Co na to powie rząd, gdy ustali się ład w kraju? Nie pomyśleliście o tem?
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.
279
LENIN