Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/349

Ta strona została uwierzytelniona.
303
LENIN


że to teraz Boże Narodzenie! Żołnierze biją ludzi, bluźnią straszliwie, strącają ze ścian obrazy, wyłamują podwoje, prowadzące do ołtarza, zwlekają z jego stopni biskupa, znęcają się nad nim, a później strzelają do obrazów i krzyżów... To straszne! To może wywołać wybuch oburzenia ludu, wojnę domową!
— A czy lud się sprzeciwiał, odgrażał, wszczynał bunt? — spytał Lenin, spokojnie patrząc na Helenę.
— Nie! W popłochu uciekał, tłocząc się i w ścisku walcząc ze sobą na pięści — odparła, na to wspomnienie wzdrygając się cała.
— No widzi pani, że wszystko idzie jak najlepiej! — zauważył ze śmiechem.
— Ależ były tam dokonane rzeczy straszne — bluźniercze, świętokradzkie! — wybuchnęła. — I wszystko pod płaszczykiem rozkazów Lenina!
— Dlaczego pani mówi w imieniu Boga? — wzruszył ramionami obojętnie. — Czy Bóg się bardzo gniewał? Czy grzmiał? Czy pokarał żołnierzy „czeki“? Pani milczy? Więc, znaczy, nie gniewał się i nie karał? Wyśmienicie! Dlaczegóż pani jest tak oburzona, Heleno Aleksandrówno?...
Nic nie mówiła, z przerażeniem patrząc na niego.
Ujął ją za rękę i rzekł:
— Droga Heleno! Niech się pani uspokoi! Nie zrobiono tego bez mojej wiedzy... Ja jestem temu winien i całkowicie biorę na swoją odpowiedzialność bluźnierstwo, świętokradztwo i wszelkie skutki gniewu bożego. Wszystko! Wszystko!
Przyjrzał się jej bacznie i dodał:
— Widzi pani, ja muszę zburzyć kościół i wyplenić religijność. Są to kajdany, ciężkie kajdany ducha! Kościół prawosławny nie jest wojujący, jak katolicyzm, nie potrafił wyzwolić się ze zbrodniczych rąk rządu. Stał się narzędziem jego, żandarmem duchowym! Uczy bierności, rabiej pokory, posłuchu milczącego!
Przeszedł się po pokoju, poczem mówił przenikliwym głosem:
— Jakżebym mógł z opętanym religijną hipnozą ludem przerąbywać w ciemnym, odwiecznym borze szeroką drogę szczęścia i prawdziwej, dumnej wolności człowieka? Jak?!