Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.
310
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Towarzysze wyszli, a on biegał po pokoju, zacierał ręce i, mrużąc oczy skośne, chytre, śmiał się cicho, urągliwie.
W trzy dni później syrena, ustawiona na dachu Smolnego Instytutu, ryczała długo, groźnie, rzucając nowe hasło, poprzednio zapomocą dzienników i agitatorów wbite w głowy robotników, chłopów okolicznych i różnych wyrzutków, wykolejeńców, zbrodniarzy, kręcących się koło „rządu proletarjatu“.
Lenin nie pomylił się.
Wszystko, przewidziane przez niego, dokonywało się niby na rozkaz wprawnego reżysera. Zmylił, oszukał, zwiódł wszystkich: aljantów carskiej Rosji, Niemców, kontr-rewolucjonistów, socjalistów, proletarjat i... własnych towarzyszy.
Myśląc o nich, Lenin krzywił usta i szeptał:
— Oni się boją konstytuanty, jako najwyższego wyrazu woli ludu... Teraz ten wyraz gnieździć się będzie we mnie... Ja zaś rozpędzę lub zgniotę konstytuantę, podpiszę pokój i zacisnę wszystko w jednym roku... Nikt mi się nie oprze teraz!
Postanowił zadać nowy cios sprzeciwiającym się dyktaturze proletarjatu socjalistom. Kazał zwołać wielki wiec informacyjny w maneżu Michajłowskim. Krzyczały o tem wszystkie dzienniki; czerwone afisze i plakaty, rozwieszone na ulicach, nawoływały ludność na wiec, wyznaczony na pierwszego stycznia r. 1918.
W wilję tego dnia w gabinecie Lenina zjawił się Wołodarskij w towarzystwie nieznajomego człowieka o niespokojnych ruchach i biegających oczach.
— Przyprowadziłem towarzysza Guzmana, mego pomocnika, — rzucił Wołodarskij. — Mamy do zakomunikowania ważną sprawę. Czy tu nikt nas nie podsłucha?
Lenin wzruszył ramionami i odparł z uśmiechem:
— Tu? Chyba nikt...
— Towarzyszu, posiadamy bardzo ważne i zupełnie ścisłe informacje. Pewna organizacja przygotowuje zamach...
— Na kogo? Na mnie? — spytał.
— Nie wiemy dokładnie na kogo. Powiadomiono nas tylko, że na komisarzy ludowych — szepnął Guzman i podniósł palec do góry.