Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/357

Ta strona została uwierzytelniona.
311
LENIN


— Jakaż to organizacja? — zadał pytanie Lenin i z ciekawością czekał odpowiedzi, nie spuszczając podejrzliwego wzroku z oczu komisarzy.
Po krótkim namyśle odpowiedział Wołodarskij:
— Organizacja mieszana... Wchodzą do niej biali oficerowie i socjal-rewolucjoniści... o ile wiemy...
— Posiadacie nieścisłe informacje! — zawołał Lenin. — Carscy oficerowie nie biorą w tem udziału. Mogli tysiąc razy targnąć się na zamach, a nie uczynili tego. Są pozbawieni ducha i odwagi... Żywe trupy polityczne! Socjal-rewolucjoniści, albo... Zresztą nie ma to znaczenia! Cóż poradzimy na te knowania? Znacie domniemanych wykonawców zamachu?
— Nie! Wiemy tylko, że zamach jest przygotowany — odpowiedział Wołodarskij. — Przyszliśmy, aby powstrzymać was, towarzyszu, od zamiaru wystąpienia na jutrzejszym wiecu!
Lenin przeszedł się po pokoju.
Zaciskał ręce i śmiał się.
— Powstrzymać mnie? Zapowiedziałem przecież swoją mowę! Wystąpię, towarzysze! — odparł.
Patrzyli na niego ze zdumieniem.
— Myślicie, że można mnie nastraszyć? Człowiek, który oddawna o sobie nie myśli, nie zna strachu. Wiecie, przecież że zagranicą chodziłem samotny na rozmowy z agentami policji politycznej? Pamiętacie, że po przyjeździe do Piotrogrodu, przed wystąpieniem lipcowem, odwiedzałem koszary i wygłaszałem mowy. Przechodziłem wtedy wśród szeregów nienawidzących mnie, uzbrojonych oficerów dawnej gwardji carskiej i żołnierzy, przekonanych, że jestem zdrajcą ojczyzny, i gotowych rozszarpać mnie. Było to nie raz i nie dwa, a dziesięć, dwadzieścia! Rezultat był zawsze jeden i ten sam! Po mowie mojej żołnierze wynosili mnie na rękach, a oficerowie zmuszeni byli się ukrywać przed gniewem oszukanych przez nich szeregowców! Tak będzie i teraz. Skoro zacznę mówić, nikt już nie odważy się napaść mnie. Nikt!
Długo spierali się jeszcze komisarze, lecz Lenin był nieubłagany. Miał myśl rzutką, elastyczną, bo łatwo przechodził od jednego postanowienia do drugiego, uważając je