nie znajdziecie teraz wsi, w której nie byłoby kogoś, umiejącego czytać i jako-tako pisać.
— To dobrze! — pochwalił ojciec Makary. — Można będzie dać im dobre książki o pożytku kościoła, o poszanowaniu dla duchownych osób, o obowiązkach synowskich wobec ojca-cara i panującego nam szczęśliwie domu cesarskiego...
— O tem, jak żyją cywilizowane narody na Zachodzie — wtrącił Uljanow.
— To zbyteczne! — żachnął się Bogatow. — Nie zrozumieją, zresztą nie jest to potrzebne; to nawet niebezpieczne, bo budziłoby niewczesne marzenia, duch niezadowolenia, protestu, buntu... Przypomnijcie sobie, panowie, że rewolucjoniści — zbrodniarze targnęli się na drogocenne życie takiego świętego, dobrego dla wieśniaków monarchy, jakim był car Aleksander II. Przebywałem wtedy w Petersburgu i widziałem, jak zawisali na szubienicy Żelabow, Perowskaja i inni mordercy. Dusza się radowała, że dosięgła ich ręka Boga.
— Ręka Boga? — szepnął Wołodzia. — To Bóg wiesza ludzi?
Bóg znowu się oddalił.
Nie był już bliski, zrozumiały, przyziemny. Nie powrócił też na niebo, w tajemniczy błękit, przetkany złotem słońca, srebrem księżyca i brylantami gwiazd, jak opowiadała dzieciom stara niańka Marta. Oddalił się, lecz w jakiś inny świat, mroczny, wrogi, nienawistny.
Bóg... wino... szubienica — wszystko się skotłowało w głowie chłopca. Łzy cisnęły się do oczu. Serce kołatało w piersi. Czuł żal gryzący, tęsknotę po czemś, co nagle utracił. Nienawidził komisarza Bogatowa, nienawidził Boga.
Jeden bił w ucho wieśniaków, aż się krwią zalewali, drugi — własną ręką wciągał na szubienicę.
Komisarz bił chłopów za to, że chcieli ukarać nielitościwego bogacza; rewolucjoniści zabili cara... Za co? Z pewnością był też niedobry...
Tymczasem ojciec, wystraszony naganą Bogatowa, usprawiedliwiał się:
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
8
F. ANTONI OSSENDOWSKI