do badania Wołodzimirowa w obecności prezesa Rady komisarzy ludowych.
Przybyły sędzia zatrzymał na Leninie zimne, niebieskie oczy i skłonił się przed nim z uprzejmym uśmiechem.
— Bardzo się dobrze składa! — rzekł dźwięcznym głosem. — Poproszę prezesa komisarzy usiąść przy oknie i odwrócić fotel w ten sposób, żeby nie być widzialnym, ot tak! Doskonale!
Klasnął w dłonie. Ze szczękiem karabinów weszli żołnierze, wprowadzając aresztowanego.
Długą chwilę panowało milczenie. Ludzie mierzyli się wzrokiem, pytali o coś, co nurtowało ich, badali siebie bez słów.
Wreszcie zabrzmiał uprzejmy głos Fedorenki:
— Doprawdy, nie chcielibyśmy żeby was, towarzyszu Wołodzimirow, miała spotkać krzywda! Tymczasem bezsilni jesteśmy, bo zachowujecie tajemnicę, którą wykryć musimy za wszelką cenę...
Wołodzimirow nie odpowiadał.
Fedorenko ciągnął dalej spokojnie, grzecznie:
— Przypomnijmy więc wszystko, co towarzysz raczył nam zakomunikować! Przed wybuchem rewolucji proletarjatu byliście kapitanem gwardji carskiej, a później zapisaliście się do związku szoferów i przyjęliście posadę w garażach Rady komisarzy ludowych. O ile mi się zdaje, powtórzyłem wszystko ściśle?
— Tak... — szepnął Wołodzimirow.
— Bardzo się cieszę! — zawołał sędzia śledczy. — Teraz pozostają rzeczy drażliwsze. Towarzysz zeznał, że, w chwili odjazdu towarzysza Lenina z maneżu, mimo rozkazu ruszać, nie wykonał go i czekał na zamachowców, przedzierających się przez tłum, zebrany na wiecu.
— Tak... — brzmiała krótka odpowiedź.
To znaczy, że byliście w zmowie ze zbrodniarzami?
— Tak... Zamierzaliśmy zabić Trockiego, który miał jechać z Leninem — objaśnił szofer.
— Ilu było zamachowców? — spytał Dzierżyński, trzęsąc głową, bo skurcz straszliwy wykrzywił mu twarz.
Wołodzimirow milczał.
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.
330
F. ANTONI OSSENDOWSKI