głęboko zapadłych oczkach i nieprzytomnej z przerażenia twarzy. Dziecko nie płakało, tylko głośno szczękało ząbkami, tuląc się do matki.
Fedorenko nagle zmienił ton. Głos jego stał się syczący i urywany.
— Dość tych zabaw... — mówił. — Jeżeli nie wymienisz nazwisk zamachowców i tych, kto ich posłał, w twoich oczach rozstrzelamy tę sukę i jej szczenię... N-no!
Nikt się nie odezwał. Fedorenko klasnął w dłonie. Wpadli żołnierze.
— Rozkrzyżować kobietę i chłopca na ścianie! — krzyknął sędzia. — A trzymajcie mocno tego draba, aby się nie wyrwał!
W jednej chwili otoczyli żołnierze matkę i dziecko, podnieśli, przycisnęli do ściany i rozciągnęli im ręce i nogi.
Wołodzimirowa milczała, wciąż patrząc w ziemię. Chłopak szamotał się, wił i krzyczał:
— Mamo! Mamusiu! Ojcze, ratuj nas, nie daj... Oni chcą nas zabić!
Fedorenko spokojnie zauważył, patrząc na aresztowanego:
— Już wiemy, że jesteś mężem tej kobiety i ojcem — chłopca. Obeszło się bez waszych zeznań! Teraz dowiemy się reszty... Własow, strzelajcie!
Gruby, o czerwonej twarzy wachmistrz dał ognia. Kula uderzyła w mur tuż nad głową kobiety, zasypując ją odłamkami tynku; druga utkwiła w ścianie koło ucha, trzecia — tuż przy szyi...
— Teraz zajmijcie się chłopakiem — syknął Fedorenko. — Dwie kule próbne, trzecią musicie umieścić w czole!
Kula głucho klasnęła nad głową chłopaka. Twarz mu się wykrzywiła, skurczył się cały i zemdlał.
Wołodzimirow szarpnął się z rąk trzymających go żołnierzy i jęknął:
— Zlitujcie się nad nimi... powiem wszystko...
— Słuchamy! — rzekł obojętnie Fedorenko i, zwracając się do wachmistrza dodał: — Włóżcie nowe naboje do rewolweru!...
Wołodzimirow jeszcze walczył ze sobą. Straszliwa męka szalała w jego nieprzytomnych, znękanych oczach.
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/380
Ta strona została uwierzytelniona.
332
F. ANTONI OSSENDOWSKI