Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/383

Ta strona została uwierzytelniona.
335
LENIN


Wołodzimirow ruszył naprzód, ledwie jednak doszedł do drzwi i wyciągnął rękę do klamki, padł strzał. Śmiertelnie ugodzony w głowę człowiek runął na ziemię. Żona rzuciła się do niego, lecz w tej chwili Własow wypuścił kulę. Upadła na ciało męża bez życia. Drzwi natychmiast się otwarły; wbiegł chiński żołnierz. Schwyciwszy chłopaka, zdusił mu gardło i wyniósł z pokoju. Chińczycy, popędzani przez wachmistrza, za nogi wyciągali do korytarza zabitych i zacierali ślady krwi.
Lenin wzdrygnął się.
— Państwo stoi na przemocy, sile i gwałcie! — przypomniały mu się słowa jego, tak często powtarzane.
— Czy na takim gwałcie, jaki widziałem tu, można budować państwo? Czy to jest droga do nowego życia ludzkości? — wirowały w głowie jego pytania.
Znowu się wzdrygnął i ze wstrętem słuchał opowiadania Fedorenki o niezwykłej celności oka grubego wachmistrza.
— Przyklejałem skazanym srebrne pięć kopiejek, drobną monetkę, na piersi, a ten chłop kulą wbijał ją w serce! — śmiejąc się, mówił z zachwytem.
— Kanalja... ohydny kat... — pomyślał Lenin, jednak nic nie powiedział.
Pamiętał słowa Dzierżyńskiego, że „czeka“ jest sztandarem dyktatury proletarjatu, a on — Włodzimierz Lenin był jego dyktatorem i być takim chciał jak najdłużej, bo nikogo innego wśród tysięcy towarzyszy nie widział.
Znowu zamajaczyła przed jego wzrokiem daleka, mała, świetlana, promienna przyszłość świata zwolnionego z kajdan przeszłości.
Musiał tam zajść za każdą cenę.
Zacisnął zęby i milczał.
Uśmiechnął się nawet, gdy Dzierżyński powiedział:
— Wołodzimirowy umarli z wdzięcznością w sercu dla was, towarzyszu! Lekka, przyjemna śmierć, a dla was — dobry omen!
Zaśmiał się Lenin, lecz nic nie odpowiedział. Nie miał sił i odwagi.
Szybko wyszedł, skinąwszy głową w stronę Dzierżyńskiego i Fedorenki.