W sieni oczekiwał na niego agent „czeki“. Miał go eskortować do Kremlu z rozkazu Dzierżyńskiego.
— Jak się nazywacie, towarzyszu? — spytał go Lenin, gdy już wyszli na ulicę.
Chciał posłyszeć głos człowieka, który przed chwilą nikogo nie zamordował i nie widział męki i konania.
— Apanasewicz, pomocnik komendanta „czeki“ — odparł, salutując po wojskowemu.
Lenin wypytywał go o straszny dom śmierci.
Agent na wszystko odpowiadał jednakowo:
— Zapytajcie o to, towarzyszu, naszego prezesa. Ja nic nie wiem!
Jednak, gdy doprowadził dyktatora do bramy Kremlu, zatrzymał go i szepnął:
— Jeżeli potrzebny wam będzie człowiek zuchwały, na wszystko gotowy, przypomnijcie sobie moje nazwisko: Apanasewicz!
— Apanasewicz... — powtórzył Lenin i obejrzał się.
Agent znikał już w kotłujących się strugach i obłokach zamieci, szybkim krokiem idąc w stronę katedry św. Bazylego.
Wygwizdywał jakąś piosenkę ludową...
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/384
Ta strona została uwierzytelniona.
336
F. ANTONI OSSENDOWSKI