Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/394

Ta strona została uwierzytelniona.
346
F. ANTONI OSSENDOWSKI


W tejże chwili Mina Frumkin wyrwała się z rąk żołnierzy, odtrąciła usiłującą pochwycić ją agentkę, przywarła, wczepiła się rękami w martwe ciało córki.
Żandarm w milczeniu wskazał na staruchę oczami i opuścił rękę ku ziemi.
Nim przyskoczyli żołnierze, stara żydówka podniosła się, i, potrząsając siwą głową rzuciła jakieś słowo.
Hebrajskie, jedno tylko słowo, bo wtem spadł ciężki cios kolby. Zwinęła się i ciałem swojem przykryła umęczoną córkę.
— Twarde sztuki... — mruknął Dzierżyński, zapalając papierosa.
— Zbyt pośpieszyliśmy się... — zauważył Fedorenko niezadowolonym głosem. — Gdyby tak jeszcze pomęczyć... Marja Aleksandrówna ocuciłaby zemdloną... dokonalibyśmy jeszcze parę operacyj... może, powiedziałaby sama, lub ta... stara klacz.
Lenin podszedł do niego i zajrzał mu w oczy.
Wiedział, że, gdyby był tu Chalajnen, kazałby mu przebić bagnetem tego kata, w eleganckim granatowym tużurku. Teraz musi go uderzyć w twarz, obalić na ziemię i deptać nogami, jak gadzinę jadowitą, podłą.
Czuł. że coś nakazuje mu tak postąpić z tym oprawcą w tużurku granatowym i jasnym krawacie.
Już wyciągał z kieszeni pięść zaciśniętą, gdy nagle Fedorenko z uprzejmym uśmiechem, nisko pochylając głowę, przemówił drwiącym głosem:
— Towarzysz Włodzimierz Iljicz przekonał się teraz, że służymy proletarjatowi wiernie i oddanie? Staliśmy się maszyną, która gniecie do szczętu jego wrogów i pozbawia życia odrazu setki ludzi. Proletarjat powinien zwalczyć! Siła i postrach są jedyną bronią jego! Ona ugnie filozofów, uczonych, poetów...
Ten straszny człowiek powtarzał jego słowa!
On — Włodzimierz Lenin, rzucając je w miljonach gazet, ulotek, plakatów i telegramów stał się twórcą „czeki“, wodzem tego szalonego, fanatycznego obłąkańca — Torquemady — Dzierżyńskiego i tej żmii z szeregów żandarmskich, ich ojcem duchowym, ich natchnieniem.