bardzo potrzebna dla władz, długo nie odczuwała najazdu komisarzy, zwykle obdzierających ludzi na mocy dekretów i bez żadnych dekretów. Tołkaczewo wypełniało sumiennie wszelkie przepisy prawne i żadnych zatargów z władzami nie miało.
Jednak po pewnym czasie przybyli do wsi jacyś agitatorzy z Moskwy. Bluźnili przeciwko Bogu, zrzucili krzyż z cerkiewki, znęcali się nad popem, nawoływali młodzież do rozpusty, urządzali dni wolnej miłości, gdzie ofiarą padały młode kobiety i dziewczyny, żądne zabaw i upominków.
Tołkaczewo spotkały losy wsi Apraksinoj.
Powstały spory, rodziny zaczęły się rozpadać; na ulicach i w okolicy wałęsały się tłumy uciekających z domu dzieci, które wędrowały z jednej wsi do drugiej, aż docierały do miasta. Nikt się niemi nie opiekował, bo rodzice, przejęci niesnaskami w domu, rozwodami, kłótniami, bójkami i skargami do władz, nie mieli czasu na poszukiwanie zaginionych.
Pewnego razu pani Bołdyrewa, rozmawiająca ze znajomą wieśniaczką, spostrzegła młodą dziewczynę, przechodzącą przed domem.
Była to córka komisarza wiejskiego — Mania Szulgina.
— Jak się miewasz? — spytała ją pani Bołdyrewa. — Słyszałam, że zamąż idziesz. Za kogo?
— Za Szczepana Lutowa — odparła, rumieniąc się. — Właśnie mamy się spotkać i ustalić dzień ślubu.
— Daj, Boże, szczęścia! — życzyła jej pani Bołdyrewa.
— Dziękuję! — zawołała dziewczyna i pobiegła dalej.
Szła ku domowi Lutowych.
Szczepan, chłopak 18-letni, czekał na nią przed bramą.
Objął ją wpół i poprowadził w stronę stojącego za domem spichrza.
— Dokąd idziemy? — spytała zdziwiona.
— Muszę tam zajrzeć... — odpowiedział wymijająco.
Otworzył drzwi szopy, wszedł i nagle pociągnął dziewczynę za sobą.
— Słuchaj, Mańka — rzekł, zamykając drzwi. — Należysz do komunistycznej młodzieży, więc musisz spełniać żądania towarzyszy. Chcę, abyś mi się natychmiast oddała! Ślub — to głupie przesądy, obyczaj burżujski!
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/438
Ta strona została uwierzytelniona.
384
F. ANTONI OSSENDOWSKI