Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/488

Ta strona została uwierzytelniona.
434
F. ANTONI OSSENDOWSKI


ogołoconym sklepom, o wystawach, przepełnionych zagranicznemi towarami, wspaniałemu Kremlowi i dekoracyjnym fabrykom, pokazywanym naiwnym gościom przez wygadanych komisarzy.
Nie mogli ochłonąć ze zdumienia, słuchając w rzęsiście oświetlonym Wielkim Teatrze opery z genjalnym Szalapinym, śpiewającym tytułową partję, lub we wspaniałych restauracjach zajadając kawior, nigdy niewidziane ryby, jarząbki i popijając szampanem.
My God! — dziwili się Anglicy, zaproszeni przez Lenina na bankiet. — Jakie oszczerstwa rzucają burżuje na komunistów, którzy w przeciągu kilku lat stworzyli w kraju taki niebywały dobrobyt i ład! Te sandwicze z jarząbkiem i kawiorem są wyśmienite! I am fed up, lecz zjem jeszcze jeden!
Francuzi kiwali głowami ze współczuciem i wołali, gestykulując energicznie:
Oh, oui! C’est merveilleux, vous savez!
Podczas, gdy do szklanek drogich gości z nad Sekwany i Tamizy obficie dolewano szampana Moët et Chandon, ozdobionego herbami carów na etykietach, — jeden z wagonów, wiozących bezdomne dzieci do Charkowa, dobiegał Kurska.
Mroźna noc księżycowa otuliła tajemniczą mgłą ciągnące się dokoła plantu pola, okryte śniegiem.
Turkotały koła wagonu i zgrzytały łańcuchy.
Blade niebieskie światło przedzierało się przez szpary ścian i odrzucony żelazny blat, zamykający okienko pod sufitem.
Cicho było w wagonie...
W mroku leżały nieruchome ciała. Okrywały się wzajemnie. Tuliły się do siebie, oplątane nogami i ramionami, wciskały głowy pod łachmany, podkurczały kolana pod brody, palce wtykały do ust...
Nikt nie ruszał się, nikt nic nie mówił, nie wzdychał, nie żalił się, nie płakał i nie jęczał.
Przez te pięć dni podróży w zimnym wagonie, zgrzytającym i skrzypiącym, wszystkie słowa zostały powiedziane, wszystkie westchnienia przebrzmiały i uniosły się do nieba, skargi, zawarte w szlochu rozpaczliwym i jękach obłędnych, zagłuszonych turkotem kół i dzwonieniem łańcuchów, padły