Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.
21
LENIN


Wąskim pasmem piasku nadbrzeżnego szli, ciągnąc sznur ładownej szkuty, „burłaki“. Wiedział, że byli to bezdomni nędzarze, włóczęgi, wynajmujący się za marny grosz do ładowania i ciągnięcia statków przeciwko prądowi — od Astrachania do Niżniego Nowgorodu.
Brudni, bosi, obszarpani, obrośnięci, jak dzikie zwierzęta, uginając się pod wrzynającym się w ramiona sznurem, ciągnęli burłaki ciężką szkutę ze stojącym na sterze kupcem — właścicielem.
Grzęzły w mokrym piasku okryte ranami i odciskami czarne stopy, pochylały się coraz niżej, niby kryjąc się przed słońcem, spocone karki, a piersi zdyszane i zziajane wydobywały tylko jeden dźwięk:
— O—o—o—ej! O—o—o—ej!
Była to pieśń burłacka, pieśń nędzy, rabiej niemocy i rozpaczy.
— O—o—o—ej! O—o—o—ej!
— Niech Bóg dopomaga, burłaki! — krzyknął im jeden z chłopców, usuwając się z drogi.
— Do djabła! — warknął idący na czele wysoki drab o potężnej, nagiej piersi, okrytej czerwonemi wrzodami. — Nad nami tylko djabeł ma moc, szczeniaku...
Przeszli i już zdaleka, z poza głęboko wcinającego się w rzekę przylądka dopłynął zacichający jęk:
— O—o—o—ej! O—o—o—ej!
Uljanowowi ścisnęło się serce. Djabła nigdzie nie spotykał, a tymczasem miał on moc nad burłakami. Gdzież jest siedziba djabła? Chce ujrzeć go i zmierzyć się z nim, chociażby później musiał całe życie jęczeć, jak ci ludzie, ciągnący szkutę.
Wieczorem Wołodzia przyniósł na umówione miejsce karmelki i kawał czekolady. Zaczął prosić Sieriożki, aby mu wszystko pokazał, co wymagało pomocy Pugaczowa i Razina.
Wy — mieszczuchy nie znacie wsi i naszego życia, bo u was wszystko inaczej — rzekł rudy wyrostek, pogardliwie spoglądając na przyjaciela.
Niedaleko przechodził chłop.
Miał na sobie białe portki i wypuszczoną nawierzch koszulę z domowego, grubego płótna. Szedł, mocno stąpając, czar-