Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/508

Ta strona została uwierzytelniona.
452
F. ANTONI OSSENDOWSKI


biję z głowy! N-no, nie drażnij mnie i śmigaj,... księżno wysokorodna, do Czełkana!...
Gwizdnął kilka razy, jak na psa, spoglądając na Tamarę pogardliwie.
— Nie chcesz prosić pokornie, na kolanach, z pokłonem do ziemi? — zapytała groźnie.
Odpowiedział ohydnem, zgniłem przekleństwem.
Tamara nagle podniosła głowę. Twarz jej wykrzywiła się straszliwie, usta rozwarły się szeroko i wyrzuciły zgrzytliwe, złe słowa:
— Myślicie, chamy, raby, których ojciec mój siekł nahajem, że ja przez całe życie będę się tu z wami podliła, jak pies bezdomny, głodny? Pamiętam ja ciebie, Czełkan, gdyś był dozorcą domu i przywiodłeś mnie z ulicy do swego barłogu. Umierałam wtedy z głodu, a tyś handlował mną, biłeś, znęcałeś się nade mną, gdy chora, żebrząca łachmaniarka nic zarobić nie mogłam. Nikt wtedy nie mógł dojrzeć mego ciała przez brudne szmaty... Mam was dość, chamy, psy nieczyste, wyrzutki! Swoje zrobiłam... Setki was gnije teraz... Będziecie przez całe życie pamiętać księżnę Tamarę!
Zaczęła się śmiać i tupać nogami.
— Pijana jesteś! — krzyknął Czełkan i skoczył ku niej.
Tamara sięgnęła do torebki.
Po chwili jeden po drugim padły trzy strzały.
Bandyta zatoczył się i runął, ugodzony w brzuch i głowę. Kobieta leżała nieruchoma, a z ust jej wypływała struga krwi.
Piotr Bołdyrew szybko opuścił lokal Awanesa Kustandżi, nie czekając na Burowa.
Powrócił do domu, obudził brata i do świtu drżącym głosem opowiadał mu o wypadkach w spelunce starego Ormianina.
Nazajutrz w porannych dziennikach przeczytał, że dzielny komisarz milicji, Burow, wyśledził groźnego bandytę Czełkana, który wraz ze swoją kochanką Tamarą zakradł się do prywatnego mieszkania cudzoziemca, tureckiego kupca Kustandżi w celu rabunku. Burow po krwawej walce zabił bandytów.