Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/521

Ta strona została uwierzytelniona.
465
LENIN


Wdzięczni uczniowie nazwali północną stolicę jego imieniem — „Leningrad“.
— Śmierć...
Nie chciał zniknąć z tego świata, nad którym zakreślił szeroki, krwawy łuk, jak nieznana kometa złowróżbna.
Nieprzebrana potęga czaiła się jeszcze w mózgu i sercu Włodzimierza Lenina.
Zaczął chodzić, uczył się pisać lewą ręką, specjaliści — lekarze wykonywali razem z nim ćwiczenia, ułatwiające powrót mowy.
Odwiedzali go komisarze, słuchał ich i pojmował wszystko.
Nie mógł tylko odpowiedzieć, rozpaczliwie wymachiwał ręką i ryczał głucho.
Wyjeżdżając na spacer, patrzył na skrzące się zaspy śnieżne, na białe, nagie i smutne brzozy.
Jakieś wspomnienia budziły się w nim.
— Ach, tak! Białe ciało nagiej Dory... A później — krwawe łzy... dwie czerwone, gorące strugi.
— Apanasewicz, zabij Dzierżyńskiego! — bełkoce.
Nadzieja Konstantynówna, słysząc rzężenie, pochyla się nad nim i pyta:
— Czy nie czujesz zimna?
Głowa płonie, miotają się myśli w kopulastej czaszce, a każda, jak ostra drzazga, rani, drapie, krwawi mózg.
— Ratunku! — krzyczy pomrukiem niezrozumiałym, a z ust przekrzywionych wybiega struga piany.
Powróciwszy do domu, położył się do łóżka.
Cierpiał na bezsenność oddawna...
— Jak Dzierżyński... — myślał Lenin z rozpaczą.
Patrzył w sufit przez całe dnie i całe noce.
Biała płaszczyzna rozszerzała się, rozlewała, biegła w bezkresną dal...
— To już nie sufit! — myśli Lenin. — Cóż widzę przed sobą...?
Całym wysiłkiem woli przygląda się, mrużąc lewe oko...
— Ach! To Rosja... Ależ jaka blada, bez kropli krwi w znękanem ciele... Cała w ranach... Nie! To groby... groby bez końca... nieznane, bez krzyży...
Poruszyło się nagle olbrzymie cielsko blade.

LENIN30