Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.
31
LENIN


maszyście, po trzykroć czynili na piersiach znak krzyża i, zataczając się i potykając, schodzili ze stopni.
Tuż za ogrodzeniem zaczęli śpiewać niesfornym chórem jakąś skoczną piosenkę.
Furman, pijany i słaniający się, biegł ku swemu wózkowi
— Honorowy, poczesny pogrzeb wyprawili córce... Ha! Świeć Boże nad duszą raby twojej, Nastasji... — mruczał, gramoląc się na kozioł.
Wózek potoczył się ulicą, podnosząc obłoki kurzu.
Pijany chłop okładał szkapę biczem i wykrzykiwał złym głosem:
— Ja z ciebie, ścierwo, skórę zedrę, gnaty połamię!...
Rodzice Wołodzi powrócili do domu.
Chłopak pozostał i patrzył za znikającym na zakręcie drogi, skaczącym na kamieniach i dudniącym okutemi kołami wózkiem małego, bladego popa.
Widział go wyraźnie przed sobą z ręką, groźnie podniesioną nad głową, a obok opasłego ojca Makarego, pieszczącego miękką brodę i srebrny krzyż ze złotym wieńcem, niebieską emalią i drogiemi kamyczkami nad głową Chrystusa Ukrzyżowanego.
— Dwuch duchownych... — myślał. — Jacyż różni i obaj dziwni!... Który z nich lepszy, prawdziwszy, który — gorszy?
Odpowiedzi nie miał znikąd. Czuł się na rozdrożu w gmatwaninie pojęć...
Zmrużył czarne oczy i mocno zacisnął usta.
Przypomniał sobie, że miał obejrzeć żebraka, który zanocował u wójta. Otrząsnął się z dręczących go zwątpień i pobiegł do chaty, gdzie znajdował się przybysz. Ujrzał go otoczonego wieśniaczkami i dziećmi, garnącemi się do niego.
Był to „Ksenofont w żelazie“, stary chłop, chudy, o czarnej twarzy i męczeńskich, nieprzytomnych oczach. W lecie i zimie chodził boso, w jednej i tej samej dziurawej, wyświechtanej sukmanie. Na wynędzniałem ciele nosił ciężki łańcuch i koszulę z włosia końskiego dla umartwienia. Na piersi miał duży, ciężki obraz Chrystusa w wieńcu cierniowym.
Starzec ani chwili nie milczał. Mówił bez przerwy. Była to mieszanina modlitw, przypowieści, plotek i nowin, zebra-