Nikt nic nie czytał, nikogo nic nie zajmowało i nie pociągało. Jedna myśl kierowała wszystkimi. Skończyć za wszelką cenę gimnazjum, a po niem uniwersytet lub inną uczelnię, zostać urzędnikiem i spokojnie pędzić beztroskie życie, opromieniane od czasu do czasu znaczniejszą łapówką, nową rangą, orderem lub wyższą nominacją służbową.
Był to okres martwoty ducha, spodlenia charakterów, rabiego milczenia i służalczości bezgranicznej, — nudne, zgniłe trzęsawisko życia, na które ze ślepą bezwzględnością nadepnęła ciężka stopa Aleksandra III-go; okres, w którym kościół, nauka, talenty ugięły się przed potęgą dynastji. Była to cisza przed straszliwą burzą, milczenie dręczące, budzące trwogę, przed którą uciekano się do bezwolnej pokory, do bezmyślnego bytu, do istnienia, kierowanego z wysokości tronu przez pomazańca Bożego.
Włodzimierz rozumiał to i przebaczył „Woli Ludu“ marzycielstwo bezpodstawne i rozpaczliwe. Czuł, że był to żywiołowy protest. Nie chodziło tu ani o Rosję, ani o lud. Trzeba było wstrząsnąć całym krajem, zniewolić go do wyjścia ze stanu bierności, chociażby przez wybuch maszyny piekielnej.
Pomiędzy nim a bratem urwała się jednak, napozór bez przyczyny, nić zażyłości i bliskości duchowej. Był dla Aleksandra zbyt trzeźwym, śmiało patrzącym prawdzie w oczy, surowym. Nie ukrywał zresztą, że nie uważa brata za stworzonego na rewolucjonistę.
Aleksander pisał rozprawę naukową. Całemi dniami siedział pochylony nad mikroskopem, studjując jakieś robaki.
— Prawdziwy rewolucjonista nie powinien tyle czasu tracić na jakieś robaki! — myślał Włodzimierz z oburzeniem. — Na wsi umierają Naśćki, oddane w ręce dzikich ojców i ciemnych znachorek; na żebractwo idą Darje i ich córki; ulubioną zabawą dzieci po miastach jest topienie psów i kotów; buszuje radca kolegjalny Bogatow; pije i gada o pokorze i moralności ojciec Makary; wszyscy milczą i chodzą z obleśnemi minami, a tu — robaki! Co komu po tem, aby wiedzieć, czy mają one serce i mózg, czy nie? Tu o stu dwudziestu miljonach ludzi myśleć trzeba, nie zaś o robakach!
Włodzimierz poczuł ostro swoje osamotnienie.
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.
45
LENIN