Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.
47
LENIN


— Beznadziejna sytuacja! — mruknął jeden z gości.
— I tak, i nie! — zawołał student. — Wszyscy usiłują o niczem nie myśleć, a jednak wyczuwają, że tak długo nie potrwa. Coś się musi stać!
— Ale co? — zapytał Ostapow.
— Nie wiem! Jedno tylko niezawodne, że coraz więcej ludzi przechodzi dobrze postawiony uniwersytet — więzienie! Stamtąd wychodzą ludziska zdecydowani na wszystko! — rzekł ze śmiechem. — Nie będą to nasi domorośli jakobini z duszyczkami lojalnemi, mimo teatralnych bomb, schowanych w zanadrzu!
— Aha! — pomyślał Włodzimierz i poruszył się żywiej na krześle.
Student spojrzał na niego podejrzliwie.
— Hm... — mruknął. — Młodych gości zaprasza pan profesor...
Ostapow uśmiechnął się.
— To brat Aleksandra Uljanowa — szepnął i dodał głośno: — Włodzimierz Iljicz, mimo swego młodocianego wieku, jest bardzo rozsądnym człowiekiem.
— Kiedy tak, to już dobrze! — rzekł student. — Więc płynę dalej! Powiadam wam, panowie, że widziałem się z Michajłowskim, Lepeszyńskim i innymi, którzy spróbowali i żelaznych krat i czystego powietrza syberyjskiego. Już inaczej gadają, chociaż nie tak, jak ci, co powąchali Marksa.
— Jakież są prądy? — pytano.
— Prąd jasny — żadnych rozmów, tylko rewolucja, ogólna, wszechrosyjska przeciwko carowi wszechrosyjskiemu, ot co! — zawołał student, śmiałemi oczami patrząc na słuchaczy. — Wszech—ro—syj—ska re—wo—lu—cja!
Zapanowało długie milczenie. Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć wobec tak poważnej nowiny.
I nagle odezwał się uczeń gimnazjalny.
Twarz miał bladą, lecz ponure oczy patrzyły twardo, głos nie zdradzał żadnego wzruszenia. Wyczuwało się w nim nawet zimne szyderstwo:
— Ci panowie ze świeżego powietrza syberyjskiego — niczego się nie nauczyli, lub nie zrozumieli Marksa. Na dnie ich duszy drży, jak owczy ogon, ta sama lojalność, jaką tu