Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.
66
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Z gimnazjum powracał teraz wprost do domu, spędzał cały czas z matką, uczył się zapamiętale i czytał.
Stał się jeszcze bardziej milczący i skupiony.
Matka zapytała go o przyczynę zerwania znajomości z Ostapowymi.
Skłamał, mówiąc, że dano mu do zrozumienia, aby nie narażał Ostapowych na przykrości z powodu bliskich stosunków z rodziną zamachowca.
— Niech profesor Ostapow w spokoju otrzyma orderek, o który mu tak bardzo chodzi! — zakończył ze śmiechem.
Pozostawszy sam w swoim pokoju, pomyślał, że przecież popełnił nikczemność, bo spodlił w oczach matki starego przyjaciela, złotowłosą Lenę i bezbronnego, obojętnego na wszystko profesora.
— Ech! — machnął ręką pogardliwie. — Wszystko jest dobre, co najprędzej i najprościej do celu prowadzi! Teraz przynajmniej będę miał spokój!
Bardzo prędko zapomniał o wszystkiem. Uczył się zapamiętale, przygotowując się do matury. Egzaminy wypadły świetnie.
Włodzimierz Uljanow został odznaczony złotym medalem i wstąpił do uniwersytetu w Kazaniu, zapisawszy się na wydział prawny.
Na wakacje razem z matką i siostrami pojechał do ciotki, a gdy na jesieni powrócił, dowiedział się od kolegów że doktór Ostapow z córką wyjechali do Petersburga, a profesor dostał nominację na inspektora gimnazjum w Ufie.
Włodzimierz westchnął.
Ciągle czujny, kontrolujący samego siebie, ustalił, że nie było to westchnienie smutku, lecz raczej ulgi, — świadomość swobody ostatecznej, niczem nie skrępowanej.
— To, co utraciłem, było drogie, to, co uzyskałem — jest wielkie, jak najwspanialszy skarb! Wolność! — szepnął do siebie.
Czuł się potężnym.