Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/128

Ta strona została przepisana.

szablami i włóczniami, gnali aż do szańców, otaczających obóz Dymitra Pożarskiego.
Takiemi to drogami zawieźli młodzi Lisowie, dalecy prawnucy Wańka z Lisowa i Jaxy z Targowiska, pismo hetmana Chodkiewicza do pana Aleksandra Gąsiewskiego, rycerza dzielnego i wodza niepowszedniego.
Bitna szlachta z załogi kremlińskiej wiwatowała na ich cześć, sam pan Aleksander Gąsiewski brał ich w ramiona i pochwał nie szczędził.
Wojsko po harcach powracało do miasta, śpiewając pieśń, ułożoną w Moskwie, gdzie garść awanturników zawładnęła bogactwem carów:

Kto nam chce skarby wydrzeć?

Nie wydrze, nie wydrze, nie wydrze!

Trwogi się bać, trwogi się bać, trwogi się bać!
Nic nie bać!
Moc na moc!

Brońmy, brońmy, brońmy, brońmy!
Niechaj nas znają,
Nas niewiele

A ich wiele.“