Siedział na siodle niedbale, lecz każdy rozumiał, że — mocno i wygodnie. Ręką poprawiał zwisającą nabok szeroką czapę — ableuchę, lub dotykał płowego wąsa. Krzywa szabla i krótka rusznica za plecami stanowiły całe uzbrojenie jeźdźca. Za nim, niczem nie różniąc się przyodziewkiem i postawą, jechało dwu innych, przeraźliwie grających na piszczałkach i potrząsających spisami.
Barczysty rycerz dotarł nareszcie do stopni krużganka, przerzucił prawą nogę przez łęk siodła i lekko zeskoczył z konia. Przyjrzał się zebranym panom, temu i owemu z nich z uśmiechem ręką skinął i wszedł na najwyższy stopień. Urwały swój jazgot piszczałki. Przybyły rycerz rękę wzniósł nad głową, żądając ciszy.
Wkrótce wszystkie głosy umilkły. Ludzie, podnosząc się na palcach i zadzierając głowy, czekali.
Rycerz zdjął czapę i odgarnął z czoła dawno niegoloną, płową czuprynę.
— Jestem Jarosz-Hieronim Kleczkowski, pułkownik czarnej chorągwi naszego hetmana, pana Aleksandra-Józefa Lisowskiego. Przybywam do grodu waszego z orędziem jego, danem in fundamento[1] listu przypowiedniego Jego Królewskiej Mości, miłościwie nam panującego Króla Zygmunta III oraz rozkazu wielkiego hetmana litewskiego, Jana Karola Chodkiewicza!
To mówiąc, pan Kleczkowski czapę zpowrotem na mocną, okrągłą głowę wcisnął i, wyjąwszy z zanadrza pismo, głosem tubalnym, który aż hen! ponad stolicę litewską popłynął, jął czytać:
— „Na twarde i niebezpieczne posługi woła nas Król i Ojczyzna, ale też dozwoliły zakazanych innym pułkom wolności i zysków. W orężu i odwadze cały nasz żołd, cała nagroda. Pewniejsze one będą niż zawodne
- ↑ Na podstawie.