wtedy, gdy żółte błyski latarki padły na zbocza ohydnego dołu.
Ujrzał pochyloną nad sobą nieprzytomną twarz Jaszki i migotliwą latarkę w wychudłej, czarnej dłoni.
— Chi! chi! — śmiał się starzec. — Lęk ciebie zdjął?...
Dusza upadła w piersi?... Nie bój się, dobry człeku!...
Jaszka z tobą... Chi! chi! Naści świeżej słomy, ryb wędzonych, chleba kromkę i kwasu[1] dzban!
— Dziękuję, dziękuję, żeś przyszedł, boży człowieku! — radośnie zawołał Marcinek. — Życia nie starczy, aby ci się odwdzięczyć!
— Chi! chi! — śmiał się starzec. — Dopomóż i to już i dość będzie... Chi! chi! A tę dziewkę, co z tobą przywiedli razem, przeor nasz do „skita“ czernicom pod opiekę oddał. Będzie tam tkała i haftowała szaty cerkiewne....
— O, Boże, bądź sławiony po wieki wieków! — wyrwało się chłopakowi.
— Amen! Amen! — rzekł Jaszka. — Przyjdę do ciebie w nocy... Naradzać się będziemy, jak i kiedy zacząć... Posil się teraz... ja ci latarkę zostawię... bo w ciemności to strach przylatuje i krew wysysa... Chi! chi! Pójdę już, bo w dzwony na modlitwę czas uderzyć... Po nocy przyjdę... Nie bój się!...
Poszedł i drzwi nawet nie zamknął już. Ulżyło to Marcinkowi, chociaż wiedział, że, skuty, nie mógłby się wydostać z głębokiego dołu.
Posilił się i czekał na przyjście Jaszki.
Przy żółtych blaskach latarki odleciały od niego strachy i rozpacz głęboko się ukryła w tajnikach serca. Uspokoił się i zaczął myśleć.
- ↑ Kwas, rodzaj piwa z żytniego chleba razowego, ulubiony rosyjski napój.