ków, Wogułów, Samojedów i Zyrjanów z nad Pieczory, a wszyscy radzili nad wojną z ruskiemi drużynami, po „ostrogach” siedzącemi.
Nad wszystkiemi stanąć miał polski rycerz, ponury, milczący, a mocny i odważny, jak żaden inny.
Sam Ungu i dumny Bakkałaj strzemię mu trzymali, bo widzieli dzicy wodzowie, jak rozgniewany Marcin Lis uderzył hardego watażkę Polenowa w pierś na odlew, a ten padł nieżywy i ustami krew oddawał; widzieli, jak polski rycerz wściekłego konia, za kark ucapiwszy, kładł i nogi mu rzemieniem pętał, niby słabemu jagnięciu.
Nareszcie, podzieliwszy swoje wojsko, spadł młody wódz odrazu na Berezów, Tobolsk i Tumeń, zdobywając te miasta i w pień wycinając drużynników.
Nie wiedział Marcin Lis, że w tym dniu jego zwycięstwa, hetman Lisowski musiał z Rusi uchodzić, opuszczony przez druha dotąd wiernego, uczestnika sławy jego i powiernika — Ryśkiewicza, którego do zdrady Namówiła żona-moskiewka i do Pożarskiego przejść zniewoliła. Nie chciał Lisowski, aby pogromem jego wojsk znienawidzonych uwieńczyli Moskale swoje zwycięstwo nad Polakami.
Zwołał więc pułkowników i kupą przebijać się na południe rozkazał.
Nie chciał pan Jarosz Kleczkowski opuszczać młodego Lisa, który zapędził się gdzieś daleko, lecz Lisowski rzekł:
— Rzućmy na stos ofiarny to młode serce rycerskie! Z jego krwi wyrośnie sława i tak się stanie, że imię polskie na Sybirze szczytnie znane i powtarzane będzie przez długie wieki! Jeśli zginie — wieczny spoczynek da umęczonemu Pan na Wysokości; jeśli cały wy-
Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/205
Ta strona została przepisana.