Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/260

Ta strona została przepisana.

— A pan wachmistrz dziś, jak owy księżyc srebrzysty!
— A pójdziesz-że ty do piekła, cygo przyczepna! — wrzasnął Starościak i przemknął, nie spojrzawszy na nią nawet.
Panna Krzysia tymczasem usiadła w swojej izbie do układania listu.
Zaczęła od tego, że pamięta, jak długo chorował i ręką prawą nie władał poraniony na wojnie jej chrzestny, pan Filip Wołucki, kasztelan rawski, a za łaską Najwyższego i z pomocą uczoności przewielebnego księdza kanonika (który — to driakiew cudowną przyrządził z ziół i traw, w ziemi świętej uzbieranych) do zdrowia rychło doszedł.
Opisywała niedomogi swego narzeczonego, dzielnego zbawcę z niewoli moskiewskiej, pana Marcina Lisa, który obłożnie chory leży i o pomoc Bożą i wielebnego księdza kanonika, dobrodzieja zacnego, a całej rodziny Czaplińskich druha i bogomolca, prosi usilnie, ona zaś starościanka rawska, Krystyna Czaplińska, ze łzami do rąk dostojnego kapłana przypada i błaga, aby tej prośbie przychylny był.
Donosiła dalej panna Krystyna, że, acz chory pan Marcin Lis docna słabym pozostaje, ona jednakże, rozumem swoim niewieścim powodując się i głosem sumienia, wiary pełnego, postanowiła, po otrzymaniu łaskawej od zacnego księdza kanonika odpowiedzi, — narzeczonego swego niezwłocznie do Wilna sprowadzić, aby w obliczu cudownej matki Zbawiciela, miłosierdziem Bożem i staraniem jego wiernego i cnego sługi i kapłana, a dla niej wielce wielebnego i łaskawego księdza kanonika, zbawion od boleści swojej był.
Podpisawszy i zapieczętowawszy pismo oddała wach-