Poczciwy ksiądz Lutomirski, który długo w Ziemi świętej przebywał i misjonarzem chadzał w krajach dalekich, nietylko przyobiecywał starościance opiekę nad chorym, a znamienitym, jak fama[1] głosi, rycerzem, wielmożnym panem Marcinem Lisem, młodzianem z tak zacnego gniazda wywodzącym się, ale nawet pomieszkanie dla wszystkich w domu kościelnym przysposobić kazał.
— Będzie tedy przebywał in spe[2] małżonek jaśnie wielmożnej panny starościanki pod moją ustawiczną observatione, co zgoła niezbędne jest, albowiem driakiew owa, przez lekarzów arabskich od mędrca Awicenny[3] przejęta, wielce skuteczną jest, ino oka nieusypnego wymaga, jako że lekiem jest, a w jednoczasie — trucizną zgoła śmiertną. Jednak zioła na Ziemi Męki Chrystusa Pana wyrosłe, a dane propter imaginem sanctam[4] Ostrobramskiej Panny Najświętszej i pod okiem mojem przyjaznem, spero[5] siły i zdrowia panu Lisowi przysporzą per misericordiam Dei.[6]
Zaczęły się szybkie przygotowania do dalekiej podróży, którą utrudniały głębokie śniegi, okrywające w r. 1620 całą Białoruś, Inflanty i Litwę.
Wszakże — tak się kwapił pan Karol i tak poganiał pachołków imć Jan Starościak, że na początku grudnia państwo Lisowie z panną Krzysią już zamieszkiwali oficynę domu kościelnego przy Ostrej Bramie.
Ksiądz kanonik, Wojciech Lutomirski, długo oglądał badał i wymacywał chorego rycerza, a, snadź, biegły to człek w leczeniu, bo, nikogo o nic nie pytając, oznaki choroby sam rozpoznał i nad niedomogami