Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/266

Ta strona została przepisana.

— A, waść, chciałbyś, żeby ja — ksiądz ową driakwią ciebie na księżą oborę posłał?! — śmiał się kanonik zacny. — Nie ten ksiądz, co ma plesz przegolony, a ten co umie dobro pro virili parte[1] czynić! Przysłowie nasze mówi: „dziura w worze, gość w komorze, piasek w mące, woda w łące, kąkol w życie, złość w habicie — rzeczy niecne!“
W wielkiej radości i szczęśliwości, Boga chwaląc i świętej Pannie z Ostrej Bramy dzięki zanosząc z czystego serca, zeszła noc wigilijna, a po niej jeszcze długie dni poprawy zdrowia, powolnego powrotu sił, aż do chwili, gdy Marcin Lis zrazu o kulach, a później bez oparcia i pomocy do kaplicy doszedł i modły korne i dziękczynne długo zanosił.



  1. Wedle sił.