Zwarli się, jak dwa niedźwiedzie, bo obaj nad wyraz barczyści byli i mocni. Nie powróciła jeszcze całkiem rycerzowi dawna siła, więc długo zmagał się z Turczynem, a wierny Mazur uwijał się dokoła i sam pan Rzeczycki pilnował, aby ktoś z walczących nie pchnął junaka sztychem szabli lub handżarem. Jednak udało się Lisowi porwać Agę wpół ciała. Podniósł go, a że tuż był rów, zawalony kamieniami, od dawnego obozu Zaporożców pozostały, machnął rycerz Sefara z rozmachem głową nadół, na kamienie i nić jego życia przerwał.
Podniosło to ducha w walczących Polakach. Lisowczycy podwoili wysiłek i odparli szturm, goniąc nieprzyjaciela i strzelając z rusznic i pistoletów śrótem, bo im kul zbrakło.
Pod wieczór czeladź i chorągiew pana Rzeczyckiego, która nad tą watahą niesforną przewodziła, wyjechały na harc i spędziły Turków i Tatarów z pola ostatecznie.
Trzy tysiące trupów janczarów pozostało tego dnia pod szańcami lisowczyków i wkrótce wyrósł tam kurhan, podobny do tego, który pod Zarajskiem na Rusi głosi męstwo wojska hetmana Aleksandra — Józefa Lisowskiego.
„Płomień rozgryzie malowane dzieje, skarby mieczowi spustoszą złodzieje,“ kopiec jednak pozostaje na wieki i „stoi jakoby na straży narodowego pamiątek kościoła, jakby arka przymierza między dawnemi a młodemi laty, kędy lud składa broń swego rycerza, swych myśli przędzę i swych uczuć kwiaty...“ — mówi wieszcz.
Taki kurhan wyrósł pod sławnym obozem chocimskim.
Był to ostatni szturm.
Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/272
Ta strona została przepisana.