tamte kraje prawie dziedziczne przewagą swoją uczyniwszy, nieprzebyte drogi i dla miejsc i dla wojsk żelazem sobie pootwierawszy, — nam u granic Polski nieczcią i obelżywością, nieuczciwą śmiercią i sądem srogim grożą bezustannie![1] A my tu nie na leże, ino na bitwę przyjechali, z niewoli męką brzemiennej, w sukurs ojczyźnie miłej pośpieszali, aby Turczynowi, Szwedowi i Tatarowi kłów ukazywać sierdzistych i macierzy ziemi obronę skuteczną dawać. Takaż to nas wojowników bez strachu, co pogardę dla śmierci w sercach żywią, nagroda w ziemi ojców i dziadów spotyka?!
Podniósł głowę junak, drapieżnym wzrokiem oglądał twarze sędziów i instigatora, srogiego pana Macieja Sawickiego, zdawało się groził komuś, kto krzywdę sumieniu rycerskiemu i sławie zadał, i czekał.
Milczał sąd, aż podniósł się wielki hetman koronny, pan Stanisław Lubomirski i rzekł wielkim głosem:
— Niewinien ów rycerz! Znam go i w potrzebie bitewnej nie raz i nie dwa widziałem, a słyszałem od ludzi wiarogodnych siła o nim. Jak orzeł, ich szlakiem zaleciał on tam, gdzie ino zwierz dziki i nieznane ludy pogańskie w śniegach głębokich ryją swój ślad. Niewinien i, oby tacy na kamieniu się rodzili, panowie bracia! Władzą swoją hetmańską processus owy przecinam, a waści, panie Lis, o wierną służbę dla Rzeczypospolitej proszę, albowiem ona o cnych synach swych w niepamięci nie ostanie!...
Powstał huk i krzyki się zerwały.
Sędziowie i instigator uchodzili mocno zmieszani, słyszeli, jak surowy Mazur mruczał, patrząc na nich łakomie:
- ↑ Z autentycznego dokumentu XVII w.