Pan Oleśnicki wyszedł. Po chwili wprowadzał już bojarów, którzy od progu w pas się kłaniać zaczęli, a później żegnać się zamaszyście, wpatrując się w pozostałą w prawym rogu izby ikonę bizantyńską.
Hetman kazał pachołkom przynieść miodu i suchych podpłomyków z imbirem na przygryzkę. Nie zapomniał też szepnąć do pana Lisowskiego, aby pozostał i świadkiem rozmowy był.
Bojarowie, wciąż bijąc uniżone pokłony, długo wyliczali, który i jaki kniaź i bojarzyn sławnemu wojownikowi, hetmanowi Chodkiewiczowi, pozdrowienia zanieść polecił, a później żalić się i utyskiwać poczęli, że to króla w Smoleńsku nie zastali, że na pismo Mścisławskiego odpowiedzi nie przysłał, że chrobre wojsko Polskie wciąż na dawnych leżach pozostaje, że królewicz na carstwo moskiewskie nie śpieszy się i, że z tego powodu „smuta“[1] szerzy się na Rusi, gdzie nikt dnia jutrzejszego nie jest pewien, bo już tych, co z Lachami trzymali, do więzienia wtrącają, w czerńców obracają, albo zgoła ubijają, „zmienników” w takowych widząc.
Hetman, wysłuchawszy skarg i prośb posłów, chytrze mówić zaczął:
— Król do Wilna podążył, aby od litewskiej strony z Wojskiem pod Moskwę rozpocząć pochód i królewicza Przystojnie na tron carski wprowadzić. Ja zaś stąd ruszę, tylko czekać! Podchodzą do mnie posiłki zacne, z któremi na cztery wiatry rozpędzę wrogów obranego przez was na carstwo królewicza; tymczasem zaś pójdzie w straży przedniej i zagony dalekie czynić będzie obecny tu pan Aleksander Lisowski, sławny wojennik.
- ↑ Wojna domowa, niesnaski.