Król jegomość był w wybornym humorze i zabawiał się rozmową z księciem Konstantym Ostrogskim, wojewodą Piotrem Sieniawskim, Stefanem Potockim i przebiegłym, a w mowie ostrym jezuitą Warszewickim, bratankiem wychowawcy królewskiego.
Mówili panowie o poniżeniu zuchwałych Szujskich, którzy się porwali na Rzeczypospolitą, Dymitra zabili i rzeź straszliwą w Moskwie trzem tysiącom Polaków sprawili.
— Uważacie, waszmościowie, jak Bóg Sprawiedliwy Wszystko osądza w mądrości swej! — zawołał król. — Byli ci carzykowie Szujscy in rebus prosperis et ad voluntatem fluentibus, [1] a ninie muszą in vincula duci[2] w pohańbieniu.
— Sic „clapsit” gloria mundi[3] — wtrącił jezuita.
Król się uśmiechnął, bo lubił żarciki Warszewickiego.
— Teraz Szujscy w swojem własnem państwie in invidiam veniunt, [4] miłościwy panie — zauważył Potocki.
— Nikt nie myśli rationem repetere a regibus in vinculis[5] — z chytrym uśmiechem, zacierając wypieszczone dłonie, dodał jezuita.
— Zaś tam! — zawołał król. — Ktoby śmiał?