Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/72

Ta strona została przepisana.

storją Rzeczypospolitej owych czasów. Rozumieli, że Lisowski sam tworzył swoją historję, porywającą legendę, płynął własnym prądem, osobnem łożyskiem, od ojczyzny niczego nie żądając, natomiast rozsławiając szeroko miecz polski i nowe, skuteczne sposoby wojny w życie wprowadzając.
— Lisowski... Vir gloriosus![1] — wyrwały się jezuicie pełne zachwytu słowa.
Król namarszczył brwi. Przypomniał sobie wszystko, bo mściwy był. Odrzuciwszy list na stół, założył nogę na nogę i, wydymając usta, drwiącym głosem jął pytać:
— Toś waść przy Zebrzydowskim stawał przeciwko majestatowi naszemu?
— Tak jest... — rozległa się spokojna odpowiedź.
— Toś uciekał z pod Guzowa? — ciągnął, coraz bardziej drwiąc, król, zamierzający poniżyć i spostponować sławnego junaka.
— Byłem rozbity wraz z wodzem, któremu służyłem, — odparł Lisowski, — lecz zapomniałem o tej porażce dawno.
— Jakto zapomniałeś? — spytał król gniewnie.
— Pamiętam ino zwycięstwa, miłościwy panie, a było ich dużo, bo samych grodów warownych zdobyłem więcej, niż inni, co na wodzów się kreują, miast widzieli!
Podniósł pan Lisowski głowę i zaczął recytować płynnie, rzekłbyś czytał z pisanego:

— Zwycięstwa nad Tatarami na brzegach Prutu i na Multanach, nad Szwedami pod Derptem, Kirholmem i w innych miejscach, pod wodzą panów Niewiarowskiego i Sapiehy; na Rusi — pod Briańskiem, Zarajskiem, Rzezanią, Tambowem, Astrachaniem. Czyż mam

  1. Sławny mąż.