Strona:F. A. Ossendowski - Lisowczycy.djvu/91

Ta strona została przepisana.

ludzi, jak wilkołak, grody i wsie pali i wszelkie bezprawie czyni. Imię jego, jako mór i pożoga! Boi się go lud i nienawidzi!
— Czy wasi wojewodowie Skopin, Lapunow i Chowańskij lepsi byli dla nas? — wtrącił hetman.
— Oni bronili swojej ziemi, a ataman Lisowski zagony na nasze połacie zapuszcza, śmierć i zniszczenie sieje, niby kara Boga! — odparli bojarowie.
— Wojna okrutna jest zawsze, twardą, nie łaskawą ręką prowadzona, — starał się hetman złagodzić słowa wysłańców moskiewskich, lecz rozumiał, że sejmowi panowie już się namyślać i wahać zaczęli.
Po skończonej naradzie, przyjął hetman pana Lisowskiego.
Pułkownik spostrzegł, że pan Chodkiewicz stroskany był i smutny.
Hetman chodził po komnacie i milczał. Pułkownik czekał aż hetman przemówi pierwszy.
— Nienawidzą ciebie bojarowie... — rzekł pan Chodkiewicz. — Powiadają, że jako mór i pożoga jesteś! Prosili, aby ciebie nie posyłać na Ruś... Co powiesz?
Pułkownik obojętnie wzruszył ramionami.
— Wiem o tem, wasza dostojność! Nie masz grodu, gdzieby na mnie nie czyhano. Do nikogo strzałą zatrutą nie mierzą, ino do mnie! Tajnych zbójów zdradliwych do mego obozu nieraz posyłano. Już niejednemu z nich rzemienie z grzbietu zrywać kazałem...
— Źle to, iż ciebie nienawidzą okrutnie!... — mruknął hetman.
Pan Lisowski śmiać się począł cicho.
— Dobre to, nie złe! Moskale, gdy mieli dobrotliwych carów — burzyli się i wojny domowe wszczynali. Iwan Groźny na pale buntowników wbijał i po więziennych