chwastu zrag, odnalezionego wkrótce wśród suchych pędów trawy.
Gdy stos zaczął się tlić, a nad nim podnosić się słup ciemnego dymu, Y usiadł na kamieniu i czekał.
Wkrótce posłyszał krzyki, idące zdaleka, potem nowe z innej strony.
Wódz uśmiechnął się radośnie.
Oddziałek jego zbierał się znowu razem.
Pojedynczo i małemi grupkami nadbiegały zziajane, jeszcze wylękłe chłopaki. Na widok uśmiechniętego wodza i im powracał spokój.
Dzieci opowiadały sobie o przygodach podczas ucieczki z nad „rzeki szczęśliwości”; chwilami rozlegał się nawet śmiech i żarty.
Przed wieczorem cała gromada zebrała się przy ognisku; nikogo nie zabrakło.
Y przeliczył chłopców, a, odchodząc od nich, wzniósł oczy ku niebu i szepnął:
— „Wspaniały”! Dobry, miłościwy „Wspaniały”, dziękuję Ci za ocalenie nasze!
Usta mu drgnęły, a w oczach ukazały się łzy wdzięczności.
Tego nikt jednak — oprócz wszechwidzącego „Wspaniałego” — nie zauważył.
Kiedy Y podszedł znów do ogniska, przy któ-
Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.