gęste krzaki i wysoka, bujna trawa. Motykami i maczetami[1] wyrąbywano i wykopywano zielska i pędy. Zakrzywionym sękiem baobabu, zastępującym pług, orano ziemię i odwalano płytką skibę. Murzyni nie posiadają bydła roboczego, więc członkowie rodziny wprzęgają się do tego pierwotnego pługa i ciągną go przez ugor. Kobiety rzucają ziarno w brózdy, dzieci przysypują je ziemią. W razie gdy ubogi rolnik murzyński nie upora się z robotą na czas — głód zagląda do jego chaty.
Urzędnik wiedział o tem, lecz nie chciał o niczem słyszeć. Upatrzył sobie Malikoro i żądał, aby ten wyruszył z nim do dalekiej osady, do której pozostawało pięć dni drogi. Zapłakał Malikoro...
Wtedy do urzędnika przystąpił Y.
Przy pomocy tłumacza objaśnił go, że Malikoro jest chory i nie ma sił, ale zato on — Y, nie bacząc na swój mały wzrost i zaledwie osiem wiosen życia, posiada krzepkie dłonie i potrafi dogodzić białemu nuri.[2]
Taka powaga biła z twarzy chłopaka, a w głosie jego brzmiała tak gorąca prośba, że urzędnik machnął ręką, zaklął, ale przystał na to.