— O, nie, sir! — zaprzeczył, potrząsając kędzierzawą głowiną. — Nie skłamałem i nie opowiedziałem nic, coby nie było zgodne z prawdą!
— Któż to teraz sprawdzi? — zaśmiał się bosman, spluwając za burtę.
— Mam świadka, który potwierdzi moje opowiadanie, dżentelmeni! — rzekł poważnym, stanowczym głosem chłopak.
To rzekłszy, wydał krótki świst.
Z poza stosu kloców mahoniowych majestatycznym krokiem wyszedł nagle żądany świadek.
Mały, gruby Llo stąpał ostrożnie po miotającym się pod nim pokładzie, robił „najprzyjemniejszą”, jak tylko mógł, minę, na której widok marynarze, szyper i bosman pokładali się ze śmiechu.
— Jestem Llo, syn Baha i Kasili z Rugary, byłem pomocnikiem rru — rzekł, szczerząc białe zęby. Mówił jednak po murzyńsku, w narzeczu Bambara, więc biali ludzie nie rozumieli go.
Naśmiawszy się dosyta, szyper obejrzał się i zawołał:
— Hej tam, Webbley, posłuchaj tego małego i opowiedz nam, co gadać będzie!
Jeden z marynarzy-murzynów wziął Llo na stronę i zaczął wypytywać go.
W międzyczasie szyper zwrócił się do Y z py-
Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.