— Opowiedz nam o Ameryce, mister[1] Webbley! — poprosili kuka chłopcy.
— Dlaczegóż nie miałbym opowiedzieć? — zgodził się murzyn. — Dobrze to wam zrobi, bo właśnie płyniemy do Nowego Jorku, do którego wieziemy pełny ładunek mahoniu, złożonego w rumach[2] i nawet na pokładzie. Wskutek tego bryza wali nas na lewą burtę, bo nasz szyper kazał nam ułożyć zbyt wysoki stos logów[3] pomiędzy masztami i na rufie „Daddy Ralph’a”. Ale to nic nie szkodzi! Dopłyniemy z opóźnieniem, bo terminów wyznaczonych nie mamy. Szyper Red prowadzi handelek na własną rękę... Spryciarz z tego rudego brodacza, ale też lepszego szypra nie posiada żaglowa flotylla[4] Stanów Zjednoczonych! Śmiały gracz i żeglarz, jak się patrzy!
Czarny Webbley opowiadał murzynkom o przybyszach, którzy pracą, odwagą i pomysłowością doszli w Ameryce do wielkiej zamożności, a hojną ofiarnością starali się potem stać się dobrodziejami ludzkości, zakładając bibljoteki, szkoły i szpitale. Słowa te były nieznane czarnym