Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

dziesz postępował, to zapewne dorobisz się miljonów.
Tegoż dnia Y i Llo zostali przewiezieni małym stateczkiem na brzeg i znaleźli się na granitowem wybrzeżu Nowego Jorku, tuż przed muzeum morskiem.
Weszli do małego ogródka przed pięknym gmachem mieszczącym akwarjum i usiedli na ławce. Milczeli, przytłoczeni ogromem budynków i zawrotnym ruchem dokoła. Olbrzymie, dziwaczne drapacze nieba na Down Street,[1] niby baszty, sięgające obłoków, połyskiwały szybami okien, złoconemi i barwnemi ozdobami.
— Szyper Red opowiadał mi, że w tych to właśnie wysokich domach ludzie robią miljony — szepnął Llo.
Y skinął głową i odparł:
— Tak! My też będziemy tu zbierać miljony! Teraz zamknij buzię, Llo, gdyż muszę dużo myśleć!
Siedział długo nieruchomy i skupiony, a zmarszczki poruszały mu się na czole. Wreszcie potrząsnął głową i mruknął:

— Zaczniemy narazie w innem miejscu... Mówił mi o niem poczciwy Webbley, nasz kuk

  1. Czyt. Daun Striit. Nazwa ulicy, gdzie mieszczą się banki, biura przemysłowe, giełda i t. d.