tak bardzo przez „Czarnego Bima” zachwalana oysters soup.[1]
W drugiej połowie budy kilku mężczyzn błyskało nożami i wymachiwało rękami. Za każdem ich poruszeniem po posadzce toczyły się dwie puste już połówki muszel, a ciałko ostrygi z pluskiem wpadało do kubła.
Y z zachwytem patrzył na śmigające noże i na sprawnie poruszające się ramiona otwieraczy ostryg. Nie mógł oczu oderwać od ludzi, pracujących z tak niezwykłą szybkością.
W tej chwili czyjaś silna dłoń schwyciła go za ramię i odrzuciła nabok, a gruby głos krzyknął mu do ucha:
— Zamiast stać na drodze, poszlibyście lepiej do roboty. Jakem Czarny Bim, nie wystarcza mi ludzi do otwierania ostryg!
Y, odskoczywszy na stronę, spojrzał na ogromnego, opasłego murzyna, właściciela marnej portowej jadłodajni i zawołał:
— Staniemy do roboty, jeżeli sir przyjmie nas.
— Trzy dolary tygodniowo, dwie misy mojej zupy dziennie oraz dwie pajdy chleba. Nie lubię długo gadać! Jeżeli zgoda, to — jazda do pracy!
— Ja też nie lubię długo gadać! Idziemy do
- ↑ Zupa z ostryg.