pracy! — odparł Y i, pociągnąwszy za sobą Llo, wszedł do budy.
Stara murzynka dała im noże o krótkich, szerokich ostrzach i długich trzonkach i wskazała miejsce na ławie, przed którą był ustawiony rząd kubełków, a przed niemi — cały stos ostryg.
— Zaczynamy pierwszy miljon... — mruknął Y.
— Dolarów? — zapytał Llo i zmrużył jedno oko.
— Tymczasem... ostryg! — zaśmiał się wódz.
Wzięli się do roboty. Przez cały pierwszy dzień nie szło im to gładko. Chłopcy nożami pozacinali sobie palce i podrapali dłonie o ostre kanty muszel.
Wieczorem, gdy stary murzyn zamykał już swoją jadłodajnię, zbliżył się do niego Y i zapytał:
— Czy nie mógłbym opowiedzieć panu, mister Czarny Bim, o sobie i o moim przyjacielu Llo?
— A cóż mi z tego przyjdzie? — zarechotał murzyn. — Jeżeli będę każdego wysłuchiwał, umrę z głodu!
— Pan dużo straci, mister Bim, bo opowiadanie moje warte jest dolara! — nalegał Y.
— To zapłać go i opowiadaj samemu sobie! Cha! cha! — śmiał się Bim.
Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.