— Powiedz, mały Y, jak ty się tego wszystkiego nauczyłeś?
— O, to — łatwo! — zawołał chłopak. — Trochę pracy, trochę pamięci — i już! Daleko wszak trudniej prasować bieliznę! O, daleko trudniej!
Roześmiał się głośno.
— Z początku parę razy przypaliłem żelazkiem koszule nuri i szlafroki madam, a potem przypalałem sobie palce... Dopiero pod koniec nauczyłem się prasować jak się należy...
Murzyni nie zrozumieli, co mogą oznaczać takie niezwykłe, nigdy nie słyszane słowa, jak koszula, szlafrok i żelazko. Y starał się objaśnić ich, lecz mimo to nie zrozumieli.
Chłopiec rozgościł się w Rugarze i wszystkim się wydawało, jakgdyby nigdy nie opuszczał wioski. Po dawnemu uwijał się wszędzie, ciągle coś robił, pomagał, doradzał.
Wieśniacy przezwali go wkrótce hyg, co znaczy — wójt, a to dlatego, że w imieniu wójta Y rozmawiał po angielsku z urzędnikami, przybywającymi do wsi po podatki. Stary Kalli bowiem nie rozumiał angielskich słów i mógł posługiwać się jedynie rodzimą mową Bambara. Tej zaś nie znali urzędnicy.
Przyjaźniąc się ze wszystkimi w Rugarze, Y najwięcej jednak lubił młodego, odważnego Soko.
Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.