— Mam czas... — mruknął Y i, uchyliwszy kapelusza przed policjantem, odszedł wyprostowany, pewny siebie tak, jakgdyby przed chwilą opuścił swój klub miljonerów.
Na Piątej Avenue[1] zapalały się już latarnie elektryczne. Tu i ówdzie połyskiwały i skrzyły się tysiącami żarówek reklamy świetlne.
— Hm... — odezwał się Llo. — Wstąpmy do klubu miljonerów na kolację! Jestem głodny, a w kiszkach mi piszczy...
— Owszem — odpowiedział ze śmiechem Y — zapraszam cię na ucztę do mego klubu miljonerów, lecz tymczasem nie mogę ściśle określić daty... natomiast teraz koleją podziemną pojedziemy do „Jadłodajni Czarnego Bima” na misę oysters soup i pajdę chleba, który tak smacznie wypieka poczciwa stara Bim.
Zbiegli schodami na stację kolei podziemnej i wsiedli do wozu. Wkrótce wchodzili już do budy Czarnego Bima.
Ujrzawszy pięknie wystrojonych chłopaków, murzyn ryknął ze śmiechu i, podbiegając do nich w podskokach, pytał żartobliwie:
— Czem mogę służyć czcigodnym dżentelmenom? Może pulardą, albo francuskiemi sardyn-
- ↑ Główna ulica w N. Jorku. Czytaj: ewynju.