pomagać ludziom, uczyć ich, leczyć, opiekować się dziećmi, żeby nie doznawały nigdy głodu.
Wypowiedziawszy to, Y śmiało i ufnie spojrzał w oczy starego kustosza.
— Mój chłopcze — szepnął staruszek — masz poczciwe i szlachetne myśli. Z serca życzę ci, żebyś jak najprędzej stał się miljonerem! Powiedz mi jednak, czy ukończyłeś szkoły?
— Nie! — potrząsnął głową Y. — Dotąd jeszcze nie! Ale myślałem już o tem i będę się uczył. Przedtem wszakże muszę puścić w ruch swój interes!
— Interes? — zdziwił się kustosz.
— Ach, sir, niech mi pan poradzi! Obmyśliłem cały plan, a nie mam nikogo, ktoby mi mógł uczciwie doradzić!
— Bardzo chętnie, mój drogi chłopcze! — uśmiechnął się staruszek. — Chodźmy do mego biura. Opowiedz mi o wszystkiem, wysłucham z całą cierpliwością.
Dobre dwie godziny pozostawał Y w gabinecie kustosza. Opowiedziawszy mu swoje życie i przygody, obejrzał niektóre urządzenia, maszyny i przyrządy.
Na pożegnanie, ku wielkiemu zdumieniu słuchającego tej rozmowy portjera, staruszek rzekł:
— A więc zrobimy tak, jak było umówione?
Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.