Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

dróży morskiej; widział się z sędzią-murzynem Nikky Bucky, o którym wspominał mu kuk Webbley; naradzał się długo z Czarnym Bim’em, a wszystkich tych ludzi wypytywał o to, co zajmowało go najwięcej, a czego jednak nie wyjawiał.
Chłopiec przyglądał się życiu i wrzącej pracy w Nowym Jorku, a zajrzał wszędzie — poznał dokładnie dzielnicę rybacką i port, zwiedził kilka fabryk, był w rzeźni, w gazowni i elektrowni, za 50 centów przechadzał się przez pół dnia po Luna-Parku, podziwiał tłumy przewalające się tu, jeżdżące po karkołomnych górach, bujające na karuzelach.
Wszystkiego się dotknął, rzucił okiem na każdy szczegół, ocenił wszystko i myślał.
Wkońcu powziął jedno, niezłomne postanowienie, mruknąwszy do siebie:
— Dobre i to — na początek!
Po odwiedzeniu raz jeszcze starego Allena Howard w muzeum wynalazków i po spisaniu w obecności zacnego kustosza oraz portjera Alberta umowy z mechanikiem, — powstało wkrótce w dzielnicy rybackiej nowe przedsiębiorstwo.
Miało ono dziwną nieco nazwę:

Miljon ostryg na dzień”
(Spółka Y, Michalczak i Llo).