Ta strona została uwierzytelniona.
W pół godziny potem murzyniątka otoczyły kołem ognisko i chciwie wciągały zapach gotującego się mięsa. O kilkanaście kroków dalej, oparty o pień palmy, siedział Y — poważny i nieruchomy. Przed nim, pochyliwszy się nad ogniem, przykucnął Llo i piekł zatknięte na patyku kawałki antylopy.
Banda spoglądała na Y z szacunkiem i niemym zachwytem.
Jeżeli w Ragarze nazywano go żartobliwie „wójtem”, to tu w dżungli urósł nagle na prawdziwego rru — wodza. Nikt z chłopców nie śmiał