mantyny leżą na dnie, w gęstych wodorostach; wszelkie ptactwo gnieździ się w zaroślach nadbrzeżnych, a stada zwierząt przychodzą na wodopój...
Y postanowił założyć swój obóz na brzegu tej wymarzonej rzeki.
Musiał jednak przemyśliwać nad tem, aby przetrwał te siedem dni marszu przez dziką, nieznaną dżunglę.
Nie spał więc i rozważał całe przedsięwzięcie.
— Dwadzieścia siedem głodnych żołądków... — mruczał do siebie. — Nakarmić taką watahę, to sztuka nielada, a muszę ich przecież nakarmić i doprowadzić szczęśliwie.
Głowił się biedak przez całą noc, lecz gdy czarne małpki, o białych ogonach i srebrzystym zaroście dokoła twarzy, witały świt pierwsze, — hen! przed ptakami, rechocąc basowo, — był już zupełnie spokojny.
Ułożył plan i wiedział, jak go wykona.
Cichym głosem mówił coś do Llo, objaśniał, radził, kreśląc jakieś figury na ziemi i błyskając oczyma.
Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.