dał miejscowość. Wprawnych, bystrych jego oczu nie uszły liczne ślady antylop, a poobgryzane tuż nad ziemią pędy świadczyły o obecności zajęcy. Y spostrzegł wkrótce, że teren zaczyna się zniżać gwałtownie, tworząc głęboką kotlinę. Tego właśnie pragnął, więc uśmiechnął się radośnie.
— Dobra nasza! — pomyślał, i nie czyniąc najmniejszego hałasu, rozpoczął odwrót. W godzinę później obszerną kotlinę, odnalezioną w dżungli, ze wszystkich stron otoczyły zbrojne chłopaki.
— Gdy zatrąbię, jak żóraw, zaczniecie posuwać się naprzód, zwężając koło. Różne zwierzęta przebiegać będą koło was. Mierzcie więc celnie, aby ani jedna strzała nie przepadła! Baczność, chłopcy!
Dawszy ten rozkaz młodym myśliwcom, Y wraz z Umaru zaczęli schodzić na dno kotliny. Zaledwie odeszli kilkanaście kroków, gdy z wierzchołków drzew powitały ich niespokojnem rechotaniem duże, rude małpy.
Wódz zerknął okiem na towarzysza. Uśmiechnęli się do siebie. Wiedzieli już, że będą mieli zdobycz. Murzyni chętnie jadają małpy, a szczególnie mięso tych tłustych, rudych.
Małpy nie rozumiały grożącego im niebezpie-
Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.