Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

bacy brnęli ostrożnie, macając dno bambusowemi tykami i ciągnąc za sobą sieć.
Woda doszła im wkrótce do brody. Chłopcy płynęli, trzymając w zębach skrzydło sieci i otaczając nią sporą część jeziora.
Uwiązane do jej dolnej płachty kamyki ciągnęły ją na dno, a pływaki, wystrugane z drzewa, utrzymywały górne skrzydło na powierzchni wody.
Jeden po drugim wychodziły chłopaki na brzeg, po trzech z każdej strony pozostało w wodzie, trzymając w ręku sznur od obydwu skrzydeł.
— Wycią-ą-gaj! — zakomenderował Llo i, wskoczywszy z dwoma innymi murzynkami do wody, jął bić w nią bambusem, skakać i pluskać. Mali rybacy zapędzali w ten sposób ryby do długiego worka-matni, od której szły skrzydła sieci, stanowiące jakgdyby zagrodę.
Chłopaki, pochwyciwszy za sznury, ciągnęły niewód.
Długo się mozoliły, bo namokła sieć stała się ciężka i co chwila zawadzała o leżące na dnie gałęzie, a nogi ich grzęzły w torfie.
Murzyniątka pracowały jednak w pocie czoła i wyciągały niewód, płachtę po płachcie. Po go-